Paradoks próżniaka i przedsiębiorczego obywatela według Thoreau

"Myślę, że nie istnieje nic, nawet zbrodnia, co stanowiłoby większe przeciwieństwo poezji, filozofii, ba - życia samego aniżeli owa ustawiczna pogoń za zyskiem".

Fragment mało znanego eseju Życie bez zasad, opublikowanego w 1863 roku:

Jeżeli człowiek codziennie spędza większość czasu, spacerując po lasach, albowiem je kocha, grozi mu niebezpieczeństwo, że uznają go za próżniaka, lecz jeżeli cały dzień jako spekulant wycina te lasy i przedwcześnie ogałaca ziemię, uchodzi za pracowitego i przedsiębiorczego obywatela.

Amerykanin Henry David Thoreau (1817-1862) nigdy nie zabiegał u uznanie — żył skromnie jako myśliciel, idealista, poeta i często samotnik. Nie doczekał się go prawdopodobnie także dlatego, że jego koncepcje uderzały w struny niewygodne dla społeczeństwa. Musiały minąć lata, żeby dorobek filozofa z Concord odnaleźli i docenili miłośnicy odważnego myślenia, w tym Lew Tołstoj czy Mahatma Gandhi.

Thoreau gardził bezmyślną pracą i kultem kariery. W Waldenie opisał dwa lata, dwa miesiące i dwa dni spędzone w małym domu nad brzegiem jeziora, gdzie eksperymentował z ideą samowystarczalnego życia oraz oddawał się rozmyślaniom na temat kondycji człowieka i natury. Z kolei w Obywatelskim nieposłuszeństwie zastanawiał się, czy powinniśmy okazywać rządzącym bezwarunkowe posłuszeństwo. Sto lat później jego pomysły zainspirowały Martina Luthera Kinga.

Wracając jednak do Życia bez zasad – gdyby Henry David wstał z grobu i rozejrzał się po świecie, nie musiałby dokonywać znaczących korekt:

Zastanówmy się nad tym, jak żyjemy. Świat ten jest targowiskiem. To krzątanina niemająca końca! Prawie co noc budzi mnie sapanie lokomotywy i wyrywa z sennych marzeń. Nie ma, niestety, szabasu. Wspaniale byłoby ujrzeć choć raz odpoczywającą ludzkość. A tu tylko praca, praca i jeszcze raz praca. Mam trudności nawet z zaopatrzeniem się w notatniki, w których mógłbym zapisywać swoje myśli, można je bowiem nabyć jedynie za dolary i centy. Pewien Irlandczyk, ujrzawszy mnie kiedyś na polu, pogrążonego w rozmyślaniach, przyjął za rzecz oczywistą, że obliczam swoje zarobki. Jeśli ktoś wypadł w dzieciństwie przez okno i został kaleką na całe życie albo Indianie wystraszyli go tak, że postradał zmysły, zasługuje na litość głównie dlatego, że uczyniło go to niezdolnym do zarabiania pieniędzy! Myślę, że nie istnieje nic, nawet zbrodnia, co stanowiłoby większe przeciwieństwo poezji, filozofii, ba – życia samego aniżeli owa ustawiczna pogoń za zyskiem.

Minęło ponad 150 lat, a spostrzeżenia Thoreau wydają się bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Dostrzeżmy zatem wartość w pozwoleniu sobie na próżniactwo, odzyskując w ten sposób swój czas, swoje zamiłowania i swoją wolność. To dosyć odświeżające spojrzenie na świat, w którym bezmyślne zapracowanie i pogoń za zarobkiem uchodzą za najbardziej godne podziwu.

A więc na spacer.

Jak próżniak.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.