Wypaliłem w życiu co najmniej kilkadziesiąt papierosów, a także parę cygar i skrętów, szczęśliwie jednak nigdy nie uzależniłem się od palenia. Uważam je ostatecznie za dość głupie. O ile można jeszcze zrozumieć wszystkich tych, którzy w połowie poprzedniego wieku dali się ponieść komercyjnej propagandzie nikotynowej, o tyle dziś – gdy znamy skutki zdrowotne wpuszczania kłębów dymu do naszych płuc – trudno już być ambasadorem podobnych nałogów.
Pewnie dlatego dawne obrazki palących dzieci wywierają na nas dzisiaj tak bardzo oburzający wpływ, co zauważyłem niedawno, gdy szukałem ilustracji do wpisu o Hucku Finnie. Jedna z tych najstarszych przedstawia chłopca leniuchującego pod drzewem z fajką w ustach, zgodnie z opisem Marka Twaina: „Właśnie wydrążył głąb kukurydziany, przymocował do niego cybuch z łodygi i tak przygotowaną fajkę nabił liśćmi tytoniu. Potem położył na wierzchu rozżarzony węgielek i otoczył się chmurą wonnego dymu. Twarz Hucka promieniała najwyższym szczęściem”.
Myślę, że wszyscy ci, którzy oburzają się razem ze mną na takie zachowania u chłopca mającego ledwie 12 lat, jednocześnie nie mieliby aż tak wiele przeciwko, gdy leżał on sobie ze smartfonem, przeglądając Facebooka albo bezmyślnie grając. Ba, regularnie oglądam, jak sami rodzice aktywnie wspierają takie zachowania nawet u dwu- czy trzylatków, mając pełną społeczną aprobatę. Wystarczy odwiedzić wszelkiej maści poczekalnie, przychodnie, place zabaw czy zerknąć do przejeżdżających rano i popołudniami aut.
I tu pojawia się dylemat. Czy rzeczywiście palenie u dzieci, któremu nasze społeczeństwo wytoczyło bezpardonową wojnę, jest tak znacząco gorsze od nałogów technologicznych? W kategoriach zdrowia fizycznego – z pewnością tak. Statystycznie rzecz biorąc palenie zwiększa ryzyko groźnych chorób i skraca życie, o czym do absolutnego znudzenia przypomina na etykietach Minister Zdrowia i czego zapewne nie da się powiedzieć nawet o intensywnym używaniu telefonów. Przynajmniej według aktualnej wiedzy.
Jednak w kategoriach zdrowia mentalnego sytuacja nie jest już tak prosta. Wygląda na to, że Huck z fajeczką w ustach relaksuje się, buduje relację z sobą samym i z naturą, prowadzi rozkoszne i jakże ważne według tylu filozofów życie kontemplacyjne. Tymczasem jego rówieśnik ze smartfonem odcina się od prawdziwego świata i własnych myśli, zagłusza je oddając się pustej rozrywce, ćwiczy się w bierności, a na dodatek faszeruje swój młody umysł sieczką medialną i porównywaniem się z innymi.
Rozwiązaniem idealnym byłoby z pewnością nie uzależniać się ani od palenia, ani od smartfonów! Byłoby pięknie, gdyby chłopak jeździł w tym czasie na rowerze, czytał książkę, rysował w notatniku, a może nawet łowił ryby. Z żalem jednak stwierdzam, że nie potępiamy jednego i drugiego – to jest palenia i smartfonów – nawet w porównywalnym stopniu. Gotujemy się na samą myśl o tym, że jakiś rodzic mógłby, dla zabicia kilku minut czasu, poczęstować dziecko papierosem. Jednocześnie bez najmniejszych wyrzutów sumienia częstujemy go telefonem, bo i czemu nie?
Być może dożyjemy czasów, w których Minister Zdrowia będzie ostrzegał również przed zgubnym wpływem życia wyalienowanego, skupionego na bierności i konsumpcji. Być może przyszłe pokolenia widząc zdjęcia obecnych nastolatków wlepiających beznamiętnie oczy w telefony będą również budzić powszechne oburzenie. Być może na chodniku przestaniemy potykać się o wracających ze szkół nieprzytomnych dzieciaków z telefonami w rękach. Nie jestem jednak pewien, czy społeczeństwu rzeczywiście na tym zależy. Raczej będzie tak, że kto weźmie sprawy w swoje ręce, ten weźmie.
Jeśli więc kiedyś przyłapiemy naszego nastolatka leżącego sobie pod drzewem, pykającego mały dymek, zrelaksowanego oraz rozmyślającego o świecie i życiu podobnie jak Huck Finn – bądźmy dla niego wyrozumiali. Jest szansa, że ma w głowie znacznie więcej oleju niż inni.
Komentarze